niedziela, 8 stycznia 2017

Nowy rok, nowe wyzwania!




Pierwszy post w Nowym Roku! 2017 zaczęłam z wielkim hukiem! Pomijając przeziębienie w Sylwestra i Nowy Rok kolejne dni przyniosły nam wiele nowości! Postanowiliśmy z mężem spełnić jedno z naszych marzeń. Zrobiliśmy sobie tatuaże :) Już w zeszłym roku, na rocznicę sprezentowałam mojej drugiej połówce bon do studia Kamuflaż Tattoo. Mati odwdzięczył mi się tym samym na urodziny. Więc ustaliśmy termin i 6 stycznia, o 9:00 oboje stawiliśmy się w Jastrzębiu. Tego dnia trzęsłam się nie tylko z zimna ale także trochę ze strachu. 
Pierwszy tatuaż... wzór gotowy ale gdzie go zrobić? Byłam pewna, że na przedramieniu ale do ostatniego momentu nie wiedziałam, czy na wewnętrznej czy zewnętrznej stronie ręki. Jako, że mąż był pierwszy, miałam jeszcze chwilę do namysłu... Zrobiłam tak jak on czyli od wewnątrz :) Jest dosyć duży i zajmuje prawie całe przedramię. Nie jest to malutki napis na nadgarstku. Jestem bardzo zadowolona! Czy bolało? Trochę. To uczucie można porównać do lekkiego "kopania" prądem ale da się znieść.
Tuż po skończeniu, na świeży tatuaż nakłada się zabezpieczającą folię czyli taki opatrunek, który nosi się przez kolejne 2 dni. Resztki tuszu rozmazały się i zamydliły wzór. Po ściągnięciu i umyciu wygląda idealnie :)
Wysoki poziom adrenaliny sprawia, że to trochę uzależnia i siedząc na fotelu już się myśli o kolejnym tatuażu. Może kiedyś... 


 A Wy macie jakieś tatuaże? pochwalcie się :)

3 komentarze: